czwartek, 24 czerwca 2010

Budda, kwanty i hologram 3/3


Poruszony w ostatnich wpisach temat, czyli ujęcie rzeczywistości jako holograficznej projekcji czegoś odległego i odmiennego od naszych intuicji, nakierował moje myśli na zagadnienie rzeczy samej w sobie. Cóż za klasyczny wątek racjonalności. Nie tykałem go od niepamiętnych czasów, jako że stracił dla mnie znaczenie. I nie chodzi tu o bagatelizowanie fundamentalności tematu, lecz raczej o tej fundamentalności zaprzeczenie. Nie przymierzając – jest to powtórzenie kantowskiej negacji sensu mówienia o noumenie.

Mój umysł został ukształtowany na takich treściach, że problem istnienia rzeczy samej w sobie nie ma dla mnie dużej wagi. Świat znam jedynie jako strumień danych. Nie widzę dobrego uzasadnienia postulatu poszukiwania ich źródła. To dlatego, że, znowu po kantowsku, nie może być ono uchwycone aparatem poznawczym ukształtowanym w obrębie fenomenalnej rzeczywistości oraz że nie jest zasadnym stawianie pytania o rzecz samą w sobie.
Być wychowanym w epoce rewolucji informatycznej, gdy przekaz i interpretacja ujawniły swoją wszechobecność i totalność, to wiedzieć, iż zjawisko jest wszystkim co nam dane. Niewykluczone, że jest to ułomność – głupotą byłoby uzurpować sobie prawo do ponadczasowości sądów – w końcu myślimy symbolicznie i to otaczający nas świat jest źródłem metafor, za pomocą których wyjaśniamy także sami siebie. Stąd obecnie dominuje porównanie do maszyny przetwarzającej informacje, figura ludzkiego umysłu jako analogu komputera i oprogramowania. Znalazło to wyraz w kulturze masowej, chociażby w filmie eXistenZ czy Matrix.
Wynikająca z tego postawa poznawcza koresponduje w pewien sposób z machowskim empiriokrytycyzmem, epistemiczną uczciwością, która nakazuje uznać, iż poza wrażeniami nie ma nic o czym moglibyśmy orzekać, że istnieje. Aż prosi się tu o przywołanie Berkeley i za duże ułatwienie w wywodach uważam możliwość powtórzenia za nim – być oznacza być postrzeganym (esse=percipi). Problem istnienia rzeczy samej w sobie to trup starego paradygmatu. Dla tych, którzy jej istnienie uważają za święty pewnik i nigdy by od tej tezy nie odstąpili, podsunąć można rozwiązanie kompromisowe – niemożliwość poznania noumenu. Nie mamy zmysłu do tego przeznaczonego. Chyba, że matematyka jest szóstym zmysłem.
Matematyka konstruuje świat, którego idealność skłania do nadawania mu mocnego statusu ontologicznego. To stary spór – czym są elementy opisywane przez matematykę? Źródłem czy emanacją rzeczywistości? Paradoksalnie więc, paradygmat matematycznego myślenia, który leży u podstaw pozytywistycznego nastawienia wobec świata, ma w sobie potencjał mistyczny. Zawraca ludzką racjonalność na stare, zdawałoby się do cna wyeksplorowane szlaki. Okazuje się, iż jak mocno ludzki rozum nie starałby się przeskoczyć samego siebie i uniknąć pułapek swej ułomności, zawsze trafi do punktu wyjścia. Tym punktem jest metafizyka.
Można uznać, że pierwotna droga ludzkiego rozumu do koncepcji rzeczy samej w sobie wiodła przez rozdzielanie poszczególnych jakości. Analityczne spojrzenie na przedmiot prowadzi do rozłożenie go na czynniki pierwsze. Racjonalnie wykrajamy sobie kształt, kolor, wagę, zapach i nie zostaje nam nic, a przecież coś było. Same jakości, uchwycone przez rozum jako własności danego obiektu, nie są niczym istniejącym odrębnie. Ich status ontologiczny jest wątpliwy. Tymczasem zaczęliśmy analityczną pracę na czymś konkretnym, fizycznym i nie budzącym wątpliwości. Nieuniknione jest pytanie – gdzie zniknęło to coś po oddzieleniu jakości? Odpowiedzią była rzecz sama w sobie.
Powyższa próba zrekonstruowania wędrówek ludzkiego umysłu dotyczyła pierwocin racjonalności. To z czym mamy do czynienia obecnie wbrew pozorom nie różni się zbytnio jeśli chodzi o podstawowe mechanizmy. Matematyka pozwala obdzierać z rzeczywistości kolejne warstwy i tak jak pierwotnie odarto ją z jakości, tak teraz proces postępuje dalej. Liczby są językiem opisu coraz odleglejszych abstraktów. Jak się wydaje – efekt jest ten sam. Znowu otrzymaliśmy rzecz samą w sobie. Tym razem w postaci hiperstrun, zwiniętych wymiarów czy dwuwymiarowej płaszczyzny będącej źródłem holograficznej projekcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz