środa, 25 listopada 2009

Bogowie XXI wieku

Od 2007 roku mamy wątpliwą przyjemność życia w czasach światowego kryzysu. Jest on oceniany jako najbardziej dojmująca zapaść ekonomiczna po 1933 roku, która to data jest uznawana za koniec tzw. Wielkiej Depresji. Perturbacje zapoczątkowane tąpnięciem na nowojorskiej giełdzie rozeszły się po świecie destruktywną falą. Konsekwencje nie były tylko ekonomiczne, ale też społeczne. Uważa się, iż ówczesna recesja umożliwiła Hitlerowi dojście do władzy.

Nie są to zbyt odległe czasy. Nie dziwne więc, że obecny kryzys wywołał wiele niepokoju. Do tego stał się przyczyną rozgoryczenia ludzi obserwujących jak szybko topnieje ich majątek. Irytacja wzrosła, gdy okazało się, iż w kontraście do marnej sytuacji szarego obywatela, światowa finansjera ma się świetnie i zamierza wypłacić sobie rekordowe premie. I to zaraz po tym, gdy otrzymali znaczną pomoc od rządów, czyli od zaciskających pasa podatników. Krótko mówiąc – zaliczyliśmy globalny spadek nastroju.
W tej ciężkiej atmosferze jakiś miesiąc temu jeden z liderów finansowego giganta Goldman Sachs stwierdził, że powinniśmy tolerować nierówności społeczne, gdyż są one środkiem do osiągnięcia większego dobrobytu dla wszystkich. Ujął to jasno – góry funtów i dolarów inkasowane przez finansową wierchuszkę należy traktować jako inwestycję. Jako że mam alergiczne podejście do pieniędzy i wolałbym, aby robiły się same, poczułem iż być może słowa Lorda Griffithsa są dla mnie niepowtarzalną szansą na nie wymagający wysiłku interes życia. Skoro wyśmienity bankowiec uważa swoją premię za dobrą lokatę, ze strony mniej wtajemniczonych w arkana ekonomii rozsądnie by było posłuchać jego porady i zainwestować w ten biznes ile się da. Oczyma wyobraźni już widziałem niekończące się kolejki przed lombardami, gdzie zapobiegliwi obywatele spieniężają pamiątki rodzinne po to, by wpompować pieniądze w cudowną maszynkę do produkcji bogactwa. Szybko jednak nabrałem podejrzeń, że być może Lord nie mówił prawdy.
Natknąłem się kiedyś na stwierdzenie, iż postęp ludzkości dokonuje się przez przemoc, rozlew krwi i niesprawiedliwość. Taka specyfika gatunku. Jest w tym sporo prawdy. Wystarczy zauważyć jak wojna stymuluje rozwój technologiczny. Sam związek zaawansowania technologii z jakością życia jest dosyć złożony. Jedno nie przekłada się na drugie w bezpośredni sposób, choć nie da się ukryć, iż zdobycze nauki w wielu przypadkach wydają się niezbędnym warunkiem ogólnego postępu cywilizacji. Najprostszy przykład to upowszechnienie się narzędzi, które zwiększyły wydajność pracy, wykreowały jej nadwyżki, a tym samym umożliwiły rozwój i różnicowanie się społeczeństwa. Dla wybranych efekt był taki, iż dłużej mogli odpoczywać. Myślę, że współcześnie pod tym względem nie mamy co narzekać – zwyczajowe 8 godzin na dobę to luksus, jeśli porówna się to z minionymi czasami. Jest więc coraz lepiej, co skłaniałoby do uznania, że cel uświęca środki. Dla skontrowania tego przywołam postać z przeciwnej drużyny - Engelsa, który mówił o wnioskowaniu o podłości celów na podstawie podłości środków.
Piszę o tym, bo pomyślałem sobie, iż być może Lord Griffiths wcale nie kieruje się wspólnym dobrem, ale egoistycznymi pobudkami. Proszę mi wybaczyć tę odważną i wywrotową tezę, jednak stoi za nią przeczucie oparte na ludzkiej historii. Nie jesteśmy gatunkiem świętych altruistów. Raczej w drugą stronę – znakomita większość działań znakomitej większości ludzi jest inspirowana egoistycznym dążeniem do zwiększenia swojego bogactwa i dobrostanu. Jeżeli ktoś ma złudzenia co do szlachetności naszej natury, powinien zadać sobie pytanie kto jest odpowiedzialny za piekło wszystkich wojen, tych które były dawno temu, całkiem niedawno i tych które dzieją się obecnie? Dosyć kusząca jest hipoteza, że w czasie wszelkich historycznych tragedii rozstępowała się ziemia i z ognistych czeluści wypełzały bezlitosne diabły. Niestety ciężko obronić tę teorię. Wiadomo, że za wszystko byli odpowiedzialni ONI. Kiepska wiadomość jest taka, iż owi ONI to właśnie MY. Diabły może i wypełzły, ale z głębi ludzkiej natury. Sądzę, że większość wielkich ran jakie ludzkość zadała samej sobie była efektem działania niezwykle zgranego duetu: ludzi złych i ludzi naiwnych.
Wróćmy do moralności Lorda. Otóż gdy od dłuższego czasu trwałem w rozterce co do pobudek jego działań, świat obiegła kolejna niefrasobliwa i butna wypowiedź. Tym razem autorem był Llyod Blankfein, też z Goldman Sachs. Szef szefów z rozbrajającą szczerością oznajmił światu, iż wykonuje pracę Boga. Oczywiście wielu osobom słowa te się nie spodobały, były zbyt obrazoburcze, zbyt epatowały megalomanią. Jednak Blankfein dobrze je uzasadnił, opisując swoją stymulującą i regulującą rolę w gospodarce. Istna iskra boża w maszynerii. Pan ten jawi się na podobieństwo mądrego pasterza, który czuwa nad dobrem swej trzódki.
Sądzę, że słowa megabankiera są dosyć trafione. Jako osoba wychowana w europejskim kręgu kulturowym mam wyobraźnię zdominowaną obrazami bogów antycznych oraz katolickiego Adonai. Nikt z tego towarzystwa nigdy nie wydawał mi się zbytnio sympatyczny i prawdę powiedziawszy, to wstrząsające było to, iż bogowie okazywali się ludźmi, tylko że z nieludzką mocą. Nie zamierzam więc protestować przeciw deifikacji dokonanej przez L. Blankfeina. W artykule Johna Arlidge (Times Online, I'm doing 'God's work'. Meet Mr Goldman Sachs) jest przytoczona wypowiedź byłego bankiera ze stajni Goldman Sachs. Określa on kulturę firmy jako opanowaną przez obsesję pieniądza, który jest miarą sukcesu. Nie ważne jakie bogactwo byś osiągnął, zawsze jest miejsce na więcej. To relacja kogoś kto opuścił Panteon, więc może przemawia przez niego zawiść? Jakkolwiek by nie było, estetycznie pasuje to do słów Blankfeina: bogowie XXI wieku mieszkają na szczycie olimpu ze szkła i metalu, pijąc słodką ambrozję wirtualnego pieniądza oddają się spekulacjom i inwestycjom.
Nie chciałem pisać pamfletu na kapitalizm. Mam nadzieję, że udało mi się tego uniknąć. Moją intencją było raczej pośmianie się z rzeczy, które według mnie są oczywistym przegięciem. Nie zamierzam straszyć nikogo blakeowskimi młynami diabła, ani wampirami w niebieskich kołnierzykach. Świat jest jaki jest. Kapitalizm ma tę przewagę nad innymi systemami ekonomicznymi, że trafnie odgaduje ludzką naturę. Nie kadzi nam na temat równości, sprawiedliwości, nie smuci o współczuciu, tylko zaprzęga ludzki egoizm do roboty. Trzeba przyznać, że z niezłym skutkiem. Musimy jedynie pilnować by w układzie sił nikt nie uzyskał zbyt wielkiej przewagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz