Wielka Gra Miejska - Olsztyn Noir

Poniżej znajdziesz materiały z gry miejskiej zorganizowanej w 2014 w Olsztynie. Cała dokumentacja dostępna jest w formie PDF-a - link pod tekstem.

Organizatorzy akcji to Artur Niedźwiecki oraz Maciej Jurgielewicz. Obsługa copywriterska i literacka gry (instrukcje, opisy, dziennik detektywa, sceny itd.) - Maciej Jurgielewicz. Lista pozostałych osób i instytucji zaangażowanych w przedsięwzięcie zawarta jest w dokumentacji PDF.

---

WIELKA GRA MIEJSKA jest akcją edukacyjną, angażującą uczestników oraz obserwatorów w fabularyzowaną zabawę, mającą na celu odkrywanie bogactwa kulturalnego Olsztyna.

TEMAT: W Olsztynie umierają ludzie. Z nudy.

ZADANIE: Gracze muszą dowiedzieć się, co zabija ludzi w Olsztynie oraz znaleźć na to remedium. Śledztwo będzie ich prowadzić przez olsztyńskie wydarzenia i miejsca.

UCZESTNICY: Kilka 5-osobowych grup graczy, które dobiorą się na fanpage’u WGM i zwyciężą konkurs na uczestnictwo.

PRZEBIEG: Podczas gry gracze będą mogli zdobywać pomniejsze nagrody oraz będą zbierać tokeny za wykonane zadania. Na koniec drużynę, która zbierze najwięcej tokenów czeka Nagroda Główna. Oprócz tego przyznana zostanie Nagroda Publiczności dla drużyny, która w najfajniejszy sposób będzie relacjonowała swoje poczynania (na fanpage’u WGM).

ELEMENTY:
  1. Gracze.
  2. Postaci uczestniczące w grze.
  3. Przedmioty - zawierające wskazówki lub pozwalające posunąć się dalej w fabule.
  4. Tokeny - ręcznie zaprojektowane, kolekcjonerskie znaczniki w formie kart, które drużyna otrzymuje po wykonaniu zadania.
  5. Detektyw Roman Noir - prywatny detektyw prowadzący śledztwo dotyczące śmierci. Jego wpisy będą się pojawiały na blogu LENSO - będą to fabularyzowane sprawozdania ze śledztwa, dzięki którym gracze mający problemy z posunięciem się dalej w fabule, otrzymają wskazówki.


LINKI ZEWNĘTRZNE:



KRÓTKO O GRZE:

Wielka Gra Miejska “Olsztyn Noir” jest interaktywą formą opowiadania historii. Funkcją rozpisanych na III akty wydarzeń jest dostarczenie rozrywki uczestnikom i obserwatorom oraz propagowanie atrakcji kulturowych i rozrywkowych. Wciągająca fabuła utrzymana w konwencji kryminału noir przenika przestrzeń miejską, odkrywa ją na nowo i integruje w obrębie jednej opowieści.

Niniejszy raport zawiera dokumentację gry miejskiej, która odbyła się w 2014 roku w Olsztynie. Konspekty, opisy postaci oraz sceny są materiałami wewnętrznymi, pełniącymi rolę instrukcji dla aktorów i organizatorów Wielkiej Gry Miejskiej. Z kolei dzienniki detektywa Romana Noir to fabularyzowane podpowiedzi dla graczy, ukazujące się podczas trwania gry na blogu LENSO oraz fanpage’u WGM.

---

DZIENNIKI DETEKTYWA ROMANA NOIR



#1 - "Śmierć jest absurdem"



Zdarzyło mi się spędzić noc na rozmowie z filozofem. Wisząc nad barem, osuszaliśmy kolejne szklanki whisky, a on mówił, że śmierć jest absurdem. Wtedy bawiłem się tym, zadając pytania, które zapędzały go w kozi róg. Dzisiaj mógłbym mu przytaknąć, chociaż za tym samym wnioskiem w obydwu przypadkach kryje się inna logika.

Uściślając, w moim przypadku to brak logiki - opar absurdu unosi się wokół kilku tragicznych śmierci z ostatnich miesięcy. Są one zagadkowe. Według mnie - niewyjaśnione, chociaż policja pospiesznie przypięła do nich etykietkę “SAMOBÓJSTWO”. Boją się bałaganu w aktach. Rozumiem ich. Ja się nie boję, bo w moim gabinecie i tak panuje bałagan, a jedynym przełożonym, który mnie rozlicza, jest sumienie. Dzięki temu mogę sobie pozwolić na tworzenie dowolnych hipotez.

Gdy przeglądam kolejne strony mojej kartoteki, myśli snują się meandrami, jak papierosowy dym. Mógłbym nadać im już konkretną formę, ze zwiewnych impresji stworzyć stabilne obrazy, jednak jest za wcześnie na wnioski. Skupiam się więc na faktach…

Justyna Z., lat 32. 19 listopada 2013 roku jak co dzień wróciła do domu z pracy, wraz z mężem zjadła obiad, a następnie razem siedli przed telewizorem. Jak zeznał jej mąż, około godziny 23 poczuł się śpiący, więc pożegnał się z małżonką, ściszył dźwięk, aby nie przeszkadzał mu zasnąć, i udał się do sypialni. Następnego dnia po pracy odkrył, że jego żona nadal siedzi przed włączonym telewizorem. Była martwa i wyglądało na to, iż siedzi tam od wczoraj, co potwierdził lekarz sądowy. Mąż nie pamiętał, czy poprzedniego dnia odpowiedziała na jego pożegnanie, więc nie wie też, czy jeszcze wtedy żyła. Rano, jak wyjaśnił, był kompletnie nieprzytomny, wstał za późno, bardzo się śpieszył, nie zachodził do pokoju, w którym stał telewizor. Ciało odkrył dopiero po powrocie do domu. Nie znaleziono na nim żadnych śladów, analiza toksykologiczna nie wykazała nic niezwykłego. Rodzina, znajomi i sąsiedzi zgodnie twierdzili, że małżeństwo państwa Z. było wzorem porządnego związku. Pan Z. nie miał motywu. Śmierć małżonki kompletnie go rozbiła. Policja uznała, że kobieta popełniła samobójstwo. Status w moich aktach: NIEWYJAŚNIONE.



#2 - "Akta absurdu"


Bogdan R., lat 48. 9 grudnia 2013 roku zasiadł do stołu na rodzinnym spotkaniu zorganizowanym z okazji imienin swojej ciotki, Walerii F, zamieszkałej na osiedlu Nagórki. Przepytywane w sprawie towarzystwo zeznało, że dużo i w sposób ożywiony rozmawiali, głównie na temat kulinariów, dzieci i gwiazd telewizji. Śmierć Bogdana odkryto, gdy nie odpowiedział na pytanie o to, co sądzi o nowym programie telewizyjnym, w którym znani sportowcy przygotowują tłuste potrawy, jednocześnie podśpiewując hity z radiowych list przebojów. Badania wykazały, iż w tym momencie denat był martwy już od dobrych kilku godzin. Wniosek policji: samobójstwo / śmierć przez zadławienie. Status w moich aktach: NIEWYJAŚNIONE.

Aleksandra U., lat 28. 3 lutego 2014 roku znaleziono ją martwą w Urzędzie Spraw Pomniejszych. Siedziała za swoim biurkiem, przed ekranem wyświetlającym rozpoczętą partię pasjansa. Panią U. znaleziono, ponieważ współpracownicy zaczęli żalić się na przykry zapach. Lekarz sądowy wyznaczył datę zgonu na 28 stycznia 2014 roku. Ciało tak długo pozostawało nieodkryte, ponieważ - jak wyjaśnił przełożony Aleksandry U. - akurat nie było napiętych terminów, zajmowano się porządkowaniem dokumentacji i nikt nie zachodził do pokoju, w którym urządowała denatka. Policja wyciągnęła z tego jeden wniosek: samobójstwo. Status w moich aktach: NIEWYJAŚNIONE.

Daria W., lat 21, Przemysław K., lat 22. 11 lutego 2014 roku znaleziono ich martwych, siedzących na ławce przystanku autobusowego Hala Urania. Szeroko zakrojona akcja poszukiwania świadków pozwoliła dotrzeć do starszego pana, który pamiętała, iż Daria W. oraz Przemysław K. wypytywali go spóźniajacą się 15. Ze względu na wiek zmarłych, sprawa ta wywołała ogromne zainteresowanie mediów. Mimo presji opinii publicznej, policja podała mało sensowne wyjaśnienie: samobójstwo. Status w moich aktach: NIEWYJAŚNIONE.

Roman O., lat 27. 12 marca 2014 roku patrol policji udał się na ulicę Bałtycką, gdzie wezwano ich około godziny 17. Przyczyną był pojazd utrudniający ruch innym samochodom. Jeden ze świadków zeznawał: “Tutaj zawsze jest korek, ale tego dnia tkwiliśmy w miejscu. Wszystko zablokował ten facet w Passacie. Myśleliśmy, że zasłabł, bo wisiał tak na kierownicy, nie dając znaku życia. Dopiero policja sprawdziła, że już nie żyje.” Przyczyna zgonu w oficjalnych aktach: samobójstwo. Status w moich aktach: NIEWYJAŚNIONE.

Lista jest dużo dłuższa. Odkładam gruby plik akt opisujących podobne sprawy, opatrzone tymi samymi etykietami. To “samobójstwo” jest szyderstwem. Jak twierdzi Policja, w Olsztynie dostępna jest jakaś tajemnicza substancja, która powoduje szybki i cichy zgon, a następnie rozkłada się w 100%, nie pozostawiając po sobie śladu. Być może… znowu muszę wykonać całą robotę.



#3 - "Fałszywe tropy"


Moja była żona nazywała mnie świnią. Wydawało mi się to obraźliwe. Do czasu, gdy się dowiedziałem, że świnia ma lepszy węch niż pies. Wtedy wieprz zastąpił psa w roli mojego zwierzęcia totemicznego. Sądzę, iż to dużo trafniejsze zestawienie - najlepszy przyjaciel człowieka jest doceniany za swoje talenty, a ja, podobnie jak świnia, raczej nie mogę liczyć na żadne uznanie. Robię swoje i nikt mnie za to nie chwali. Co w gruncie rzeczy jest nieistotne: tropię, bo lubię.

W pracy detektywa tropy nie są znaczone zapachami, ale splotami sensów. Olsztyn jest małą przestrzenią, na której kłębi się ogromna ilość osób, zdarzeń, motywów, wątków, powiązań… Z tego chaosu wyławiam regularności. Zestawiam ze sobą różne elementy i gdy do siebie pasują, próbuję dopisać do nich większą historię. Co? Gdzie? Kiedy?... I przede wszystkim: Kto?

W gruncie rzeczy jestem twórcą kryminałów. W pamięci zapisuję kolejne opowieści, aż w końcu przy którejś z nich okazuje się, iż rzeczywistość się z nią zgadza. Żebym jednak mógł stworzyć sensowną narrację, muszę zebrać chociaż kilka pasujących do siebie elementów fabuły. Kilka kawałków tworzących początek wzoru. W przeciwnym wypadku nie byłbym twórcą kryminałów, ale fantastyki. 

Ostatnio w Revolverze spotkałem się z inspektorem Maurycym Cegielskim, który został oficjalnie przydzielony do sprawy “samobójstw”. Odbyliśmy interesującą rozmowę, dotyczącą między innymi podtrzymywanej przez niego teorii znikającej trucizny. Miły człowiek, chociaż na płaszczyźnie zawodowej stoimy na dwóch różnych biegunach. Zapytałem go, czy ma hipotezę odnośnie pochodzenia tajemniczej substancji. “Detektywie Noir, Olsztyn jest pełen cieni” - odpowiedział. - “A w cieniach zawsze ktoś lub coś się czai…”. 

Później zeszliśmy na luźniejsze tematy. Powiedziałem mu, że uwielbiam literaturę faktu i kryminały. On preferuje fantastykę i tajemnicze historie. Interesująca postać. Dosyć zabawna, ale nie będę go lekceważył. Jak powiadają - “I ślepej kurze trafia się ziarno”.



#4 - "Zbrodnia"


Siedziałem w zadymionym pokoju, miarowo bujając się na skrzypiącym krześle. Z nogami na zawalonym papierami biurku, wodziłem wzrokiem po pokrywających przeciwległą ścianą prążkach światła przepuszczonego przez żaluzje. Moje myśli dosyć leniwie kręciły się wokół kilku śmierci, które niedawno miały miejsce w Olsztynie. Nikt ich nie łączył ze sobą, jednak intuicja podpowiadała mi, że te pozornie niepowiązane ze sobą, tragiczne wydarzenia, mają coś wspólnego… Z zamyślenia wyrwał mnie sygnał telefonu.
- Detektyw Roman Noir. Słucham.
- Panie Noir, tu Jasiek - usłyszałem głos jednego z moich informatorów, młodego policjanta pracującego na dyspozytorni. - Jest samobójstwo. Musi się pan spieszyć, bo nasi już jadą na miejsce.
- Gdzie? - zamaszystym ruchem zsunąłem nogi z biurka, rozrzucając po pokoju papierzyska. Rozpierzchły się bezwładnie, jak ślepe ptaki. Chwyciłem ołówek oraz notes i zanotowałem podaną lokację: Stary Rynek, scena przy fontannie. Poprosiłem Jaśka, aby opóźnił wyjazd patrolu.

Nie było czasu do stracenia. Poderwałem się na równe nogi i wybiegłem z pokoju, po drodze naciągajac na siebie płaszcz i kapelusz. Spojrzałem na zegarek - była godzina 19:50. W dziesięć minut na pewno dotrę na miejsce. Dobrze… będę miał chwilę zanim przyjedzie policja. 



#5 - "Witold Kot"


"Denat: Witold Kot, mężczyzna, lat 26. Brak obrażeń i śladów walki" (rys. Paweł Samselski)

Ciało leżało przy scenie. Dookoła niewielkie zbiegowisko gapiów. Dziwnym zbiegiem okoliczności, kręciła się też tam grupa hałaśliwych porno-grubasów, którzy próbowali utrudniać mi śledztwo. Oczywiście bezskutecznie - kilkanaście lat w zawodzie robi swoje i potrafię się skupić w każdych warunkach.

Wyciągnąłem notatnik i rozpocząłem badanie…

Denat: Witold Kot, mężczyzna, lat 26. Brak obrażeń i śladów walki. Nic nie wskazuję na przyczynę śmierci. Czas zgonu ok. godziny 19:00. Świeża sprawa. Ułożenie ciała sugeruje śmierć nagłą i natychmiastową. Brak świadków zdarzenia. 

Przy ciele znalazłem trzy przedmioty, które dają nadzieję na dobry trop. W portfelu znajdował się paragon wystawiony poprzedniego dnia w Revolver Cafe. Wygląda na to, że pan Kot wczoraj pił tam drinka “Moja była”. Pójdę pogadać z obsługą, pewnie będą coś pamiętali. Znalazłem też wizytówkę doktora Zygmunta Frajdy. Kojarzę człowieka, to światowej klasy psychiatra, pracujący w Olsztynie. Skontaktuję się z nim i wypytam o Kota.

Chwilę poświęciłem na sprawdzenie telefonu denata. Znalazłem interesującą wiadomość: “Witek, próbowałam Ci pomóc, ale nie radzę sobie z Twoimi problemami. Twoje nocne telefony kompletnie wybijają mnie z rytmu. Zmieniłam numer. Jeśli chcesz ze mną porozmawiać, 28 kwietnia będę grała Wiktorię w Kamienicy Naujacka, w przedstawieniu teatru kloszART”. Nadawca podpisany jako “Carmen”. Sprawdzę szczegóły wydarzenia na LENSO i przejdę się na spektakl, aby porozmawiać z tą kobietą.

Sygnał nadjeżdżającego radiowozu przerwał mi oględziny. Odłożyłem telefon i wmieszałem się w tłum. Przyjechało dwóch funkcjonariuszy w mundurach oraz inspektor Maurycy Cegielski. Pobieżnie sprawdził miejsce, snując hipotezy o Reptilianach. Oddaliłem się, zanim wpadli na pomysł, aby przepytywać gapiów. Sprawa ruszyła.



#6 - "Tropem kota"

(rys. Ewelina Wróblewska)


Warto było czekać. Śmierć Kota dała początek aż trzem bardzo obiecującym tropom. Do działania przystąpiłem natychmiast, udając się do znajdującego się na Starym Mieście pubu Revolver. Zagadałem barmana o klienta z wczoraj, który kupował drinka “Moja była”. Facet nie mógł mi pomóc, ponieważ w piątek nie pracował. Powiedział, żebym wpadł w środę, kiedy za barem będzie stał człowiek z poprzedniego dnia.

Na wizytówce doktora Frajdy wypisane były godziny pracy - od 18 do 20. Było więc za późno na telefon. Napisałem jednak sms-a z prośbą o kontakt. Następnego dnia odezwała się do mnie asystentka Frajdy. Doktor, jak się spodziewałem, jest człowiekiem bardzo zajętym, ale udało się umówić spotkanie na poniedziałek. Psychiatra zgodził się porozmawiać ze mną podczas obiadu, w restauracji Cudne Manowce.
"Nie można rozwiązać czyichś problemów.
Można jedynie sprawić, że pacjent poradzi sobie z nimi samodzielnie." (rys. Paweł Samselski)


Spotkanie odbyło się w bardzo miłej i kulturalnej atmosferze. Doktor okazał się niezywkle sympatycznym człowiekiem, chociaż niewiele mógł mi pomóc, ponieważ nie chciał łamać lekarskiego kodeksu i zdradzać tajemnic zawodowych, a poza tym niewiele wiedział, jako że Kot był u niego tylko na jednej wizycie. Na szczęście trop się nie urwał - doktor Frajda wspomniał o tym, iż denat szukał pomocy także w innych miejscach, między innymi na zajęciach jogi odbywających się w parku Kusocińskiego. Po spotkaniu sprawdziłem najbliższy termin - 4 maja, godzina 11:00.

Od razu z Cudnych Manowców popędziłem przez Olsztyn do Kamienicy Naujacka. Byłem tam przed czasem i udało mi się podsłuchać rozmowę aktorów, którzy martwili się, iż zachorowała osoba wcielająca się w jedną z drugoplanowych postaci. Zagadałem i okazało się, że postać ta nie ma dialogów, więc zaproponowałem swój udział, chwaląc się doświadczeniem z amatorskich teatrów, zdobytym w zamierzchłych czasach, gdy jeszcze byłem młody, a wszystkie sprawy były prostsze. Przyjęto mnie z otwartymi ramionami i w ten sposób znalazłem się na scenie.
"Wolałabym, aby to było zabójstwo.
Wiem, że brzmi to okrutnie,
ale myśl o tym, iż nie udało mi się mu pomóc,
jest jeszcze gorsza..." (rys. Paweł Samselski)


W trakcie przedstawienia wpadłem w lekką konsternację, jako że w fabule były aż cztery Wiktorie. Po zakończeniu sztuki sporo się nabiegałem, próbując zidentyfikować Carmen. Gdy w końcu mi się to udało, odbyliśmy krótką, nieco nerwową rozmowę. Wcześniej rozmawiała już z nią policja i dlatego aktorka była przekonana, iż Witold popełnił samobójstwo. Wygląda na to, iż czuje się za niego odpowiedzialna, dlatego zasugerowana jej hipoteza innej przyczyny śmierci zainteresowała ją. Powiedziała, że chciałaby mi pomóc, jednak boi się, iż będę wchodził w drogę policjantom. Aby wyjaśnić wątpliwości, umówiła się ze mną na spotkanie 4. maja w galerii BWA, gdzie na wystawie “Ikony i ślady” ma się spotkać z prowadzącym śledztwo inspektorem Maurycym Cegielskim.

Pozostał trop prowadzący do Revolvera. Niecierpliwie czekałem na środę, w międzyczasie przeglądając prasę i twarze przechodniów w poszukiwaniu nowych wskazówek. W umówionym terminie pojawiłem się w pubie. Mogłem porozmawiać z barmanem, który obsługiwał Kota dzień przed jego śmiercią. Facet był bardzo uczynny, ale niestety niewiele wiedział. Same ogólniki, pamiętał Witolda, bo ten wisiał cały wieczór nad barem, marudząc i narzekając.
"Jedną połowę tego, co mówił zapomnieliśmy,
drugiej - nie słyszeliśmy,
a z trzeciej - zrobiliśmy piosenkę..." (rys. Karolina Korycka)


Już myślałem, że ten trop jest stracony, gdy w knajpie rozległy się żywe dźwięki instrumentów, a chwilę później wokal śpiewający o… Witoldzie Kocie. Dwóch muzyków z grupy The Calmars dawało pokaz na żywo. Gdy skończyli śpiewać, zagadałem ich o piosenkę i jej bohatera. Powiedzieli, iż zainspirował ich mężczyzna poznany tutaj kilka dni temu, który opowiadał im o swoim marnym, monotonnym życiu. Dopytywałem się dalej. Większość tego, co mi powiedzieli, nie miało żadnej konkretnej wartości dla śledztwa. Zanotowałem za to kolejne miejsce, które odwiedzał denat: Gratka Pub. Witold bywał na odbywających się tam Wieczorach Gier Planszowych. Najblizsze spotkanie? Poniedziałek. Myślę że nie ma sensu pojawiać się wcześniej niż o 19:00. O taj porze właśnie pojawiał się partner, z którym grywał Witold - Piotr “Władca Gier”.

Śledztwo się rozrasta. Podążam tropami. Szybko, szybko, zanim uleci z nich zapach zbrodni...



#7 - "Gry i gierki"


Niedziela, 4 maja 2014 roku. Pogoda wietrzna i pełna niepokoju. W BWA byłem umówiony na 14 i dotarłem tam punktualnie. Dwie godziny wcześniej dostałem SMS-a od Carmen, która odwołała swoje przybycie. Moje spotkanie z Cegielskim było jednak nadal aktualne.

Inspektora zastałem pochylającego się nad grupową fotografią z lat 70., przedstawiającą sportowców biorących udział w zorganizowanych na Stadionie Leśnym zawodach. Przez lupę przypatrywał się rzędom miniaturowych sylwetek. Rozmowa z nim była konsternująca. Jak zwykle zresztą… Cegielski rzeczowe wypowiedzi przeplatał strzępkami swoich zagadkowych teorii. Tropił regularności w ekspozycji, powiedział, iż w przeszłości Olsztyna zapisane jest rozwiązanie tej zagadki.
"W historii zapisane są ślady teraźniejszości.
Szukam tam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania." (rys. Ewelina Wróblewska)


Wymieniliśmy kilka uwag na temat śledztwa. Wygląda na to, iż podążamy tymi samymi ścieżkami. Co ciekawe jednak, Cegielski zdaje się z tych samych przesłanek wyciągać całkiem inne wnioski niż ja. Nie powinienem się dziwić, ten człowiek jest dla mnie jednym, wielkim zaskoczeniem.

Nasze spotkanie nie było zbyt długie. Nie jestem zbyt rozmowny, a inspektor Cegielski z kolei żyje w swoim świecie, do którego przebić się można z dużym wysiłkiem. A tego pochmurnego dnia nie miałem ochoty na wysiłek. Na pożegnanie policjant stwierdził, że mogę wypytywać Carmen, bo nie wchodzimy sobie w drogę - “Błądzi pan tak daleko od prawdy, detektywie Noir, że nie widzę możliwości, aby utrudnił mi pan śledztwo”.

Czasami mam wrażenie, że Cegielski to szaleniec. Czasami, że to trickster, który prowadzi dziwne gierki…

Z BWA, przytrzymując szarpany wiatrem kapelusz, poszedłem do parku Kusocińskiego. Wziąłem udział w zajęciach jogi. Pozwoliło mi się to wyciszyć i zdystansować. Niebo rozchmurzyło się trochę i rozmowę z prowadzącą mogłem już odbyć w promieniach słońca. Niewiele się dowiedziałem. Na jogę Witolda przyprowadziła Carmen. Kot brał udział w ćwiczeniach kilkukrotnie, ale raczej bez zaangażowania, jakby wypełniał obowiązek. Niemniej jednak po zajęciach zawsze wyglądał na pogodniejszego. Wydawało się, że mu pomagają, pewnie dlatego z nich nie zrezygnował.
"Ciało i umysł. Umysł i ciało. Nie widzę różnicy." (rys. Paweł Samselski)



Następnego dnia udałem się do Gratki. Szybko zidentyfikowałem Piotra, który grywał z Witoldem. Bardzo miły człowiek. Chciał mi pomóc, ale przy okazji skorzystał z mojego towarzystwa i wciągnął mnie w grę. Nad planszą porozmawialiśmy trochę o Kocie. Witold był zafascynowany planszówkami, bardzo dobrze na niego wpływały. Podczas tych spotkań jego nastrój zmieniał się na radosny i ożywiony. Ale trwało to krótko i zaraz po zakończeniu partii ponownie opadała go apatia i zniechęcenie.

"Życie to rodzaj gry.
Dlatego na planszy uczę się,
jak radzić sobie z zagadkami codzienności..." (rys. Karolina Korycka)

Wieczorem odebrałem maila od Carmen Flaherty - zaproponowała spotkanie w niedzielę, 11 maja, o godzinie 20:00 w Starym Zaułku. Siedząc w przepastnym fotelu i ćmiąc papierosa, zastanawiałem się, czy mam już jakiś wzór tej układanki. Często odpowiedzi są w najbardziej widocznych miejscach. Tam najtrudniej je dostrzec. Czy i tym razem wyjaśnienie okaże się oczywiste?



#8 - "Porwanie!"



“CARMEN: Miał mnóstwo obsesji. Często znajdował coś, czym zaczynał tłumaczyć wszystko, co się działo dookoła niego.

JA:
Pamięta pani jakieś konkrety? Któreś z takich tłumaczeń?

CARMEN:
Och, było tego mnóstwo. Teorie powstawały na poczekaniu, pod wpływem chwili, a później trwały tak długo, aż nie zostały wyparte przez jakąś inną, przypadkową impresję. Mówił o spisku polityków, mówił o jakieś tajnej grupie działającej w Olsztynie, mówił też, że ktoś mu coś wstrzyknął… Czy jest pan pewien, że chce pan podążać tym tropem?

JA:
Proszę podsuwać mi wszystko, co pani ma. Tak, jak wspominałem - w śledztwie nigdy nie wiadomo, co jest istotne.

CARMEN:
Zatem proszę.
(Zastanawia się chwilę)
Wskazałabym dwie osoby, które mogą coś wiedzieć. Witold nie był zbyt towarzyski, ale tak się złożyło, iż zaprzyjaźnił się z moją koleżanką.

JA:
Mówi pani o przyjaźni…?

CARMEN:
(Śmieje się)
Chce pan zapytać, czy mnie zdradzał? Nie wiem. Nie sądzę.
(Robi grymas i odwraca wzrok)
Być może.

JA:
Przepraszam za poruszenie tego tematu.

CARMEN:
To nieistotne. Ani Witolda, ani Izabelli nie ma już w moim życiu. Mówię o niej, ponieważ kiedyś wrócił ze spotkania z nią bardzo podekscytowany… tak, wtedy zaczęło się to całe gadanie o tajemniczej chorobie. Dam panu jej maila.
(Zapisuje w moim notatniku maila: izabella.niewiadomska@autograf.pl)

JA:
Bardzo dziękuję. Wspominała pani o jeszcze jednej osobie…

CARMEN:
Tak. To jakiś profesor. Niewiele o nim wiem. Witold spotykał się z nim kilka razy. Umawiali się w Coffee Station. Byłam tam też kiedyś z Witoldem i wiem, że obsługa go zna. Być może znają też tego profesora.”

"Zawsze czuję się zagrożona,
gdy wpuszczam kogoś obcego w swoje osobiste sprawy." (rys. Paweł Samselski)


Butelka się kończy, a ja wciąż czytam moją ostatnią rozmowę z Carmen. Co przeoczyłem? Czy między wierszami może być zapisane wyjaśnienie jej porwania? Czułem, że zbliżam się do końca sprawy, teraz znowu nie mam nic. Gdyby nie inspektor Cegielski, nie dopuściłbym do takiej sytuacji. Czy to możliwe, że ten człowiek nie jest tym, za kogo się podaje? Od początku był na miejscu i uprowadzenie wydawało się nie zrobić na nim większego wrażenia. Czyżby spodziewał się takiego obrotu spraw? A może popadam w paranoję?

Muszę działać dalej. Snucie domysłów doprowadzi mnie co najwyżej do szaleństwa, a nie do rozwiązania zagadki. Na szczęście są dwa tropy: W Coffee Station odebrałem książkę, pozostawioną tam przez profesora, z którym spotykał się Witold. Jest w niej pieczątka Biblioteki Wojewódzkiej. Pójdę tam i wyciągnę jakiś kontakt do niego. Drugi trop to mail do pani Izabelli. Możliwe, że Witold był z nią bardzo blisko. Mam nadzieję, że powie mi coś więcej o jego rzekomej chorobie.
"Poproszę podwójne espresso.
Z cukrem i książką." (rys. Karolina Korycka)
"Poruszaj się tak, jakbyś tańczyła.
Wtedy nikt nie będzie wiedział
dokąd zmierzasz." (rys. Karolina Korycka)


Ruszam. Każda chwila zwłoki może kosztować życie Carmen. Nie wiem gdzie jest i co się z nią dzieje, ale ci ludzie są niebezpieczni i na pewno nie mają dobrych zamiarów.

Carmen… znajdę cię.



#9 - "Badania terenowe"


Stojąc w błocie i strugach deszczu, obserwowałem tłum młodych ludzi, bez pamięci oddających się zabawie. Wyglądało to jak żywiołowy rytuał odprawiany przez gigantyczne plemię. Czy jego celem było przywołanie deszczu? Nie mam pojęcia, ale odniosłem wrażenie, że tylko mi przeszkadzała ta podła pogoda.
"Choroba już tu jest,
już krąży w krwiobiegu współczesnego człowieka..." (rys. Ewelina Wróblewska)

"Boję się bibliotek.
Książki są niebezpieczne - zbyt dużo w nich szalonych myśli" (rys. Paweł Samselski)

Jak ja się tutaj w ogóle znalazłem? Poprzednie tropy pozwoliły mi zdobyć adres mailowy wspominanego przez Carmen profesora, którego teorie podobno tak mocno ekscytowały Witolda K. W skrócie swoją hipotezę profesor Ludziński przedstawił w artykule “Malum Occultum”. Chciałbym móc porozmawiać z nim w cztery oczy i dowiedzieć się więcej o rzekomej chorobie Witolda, niestety okazało się, że obecnie naukowiec przebywa na konferencji w Ekwadorze.
"Tysiące różnych scenerii,
a w nich powtarzała się ta sama tragiczna postać
dotknięta tajemniczą przypadłością..." (rys. Paweł Samselski)


Ludziński to dobry człowiek. Bardzo chce mi pomóc, ale przy okazji nie ma nic przeciwko, aby mnie wykorzystać do swoich celów. Poprosił mnie o przeprowadzenie badań terenowych na olsztyńskich juwenaliach, tzw. Kortowiadzie. Brzmi to mało wiarygodnie, ale, jak poinformował mnie profesor, to ogromne wydarzenie odbywa się tutaj co roku. Może czasami warto wyrwać się z zakurzonego archiwum spraw niewyjaśnionych…

To, co teraz tutaj robię, to w gruncie rzeczy nadal praca detektywa: chodzę, rozmawiam, piję i obserwuję. Profesor jest przekonany, że zachowania związane z zabawą są w jakiś sposób powiązane z problemem Witolda. Na razie nie podał mi więcej szczegółów, ponieważ uważa, iż jego teorie nie są jeszcze poparte wystarczającą ilością faktów. Dlatego mu pomagam. Robię zdjęcia oraz notatki, które przekazuję jego asystentowi. Miły człowiek - żona, dwoje dzieci, obiecująca kariera naukowa. Spotkaliśmy się wczoraj w BWA podczas projekcji filmu “Nosferatu. Dyktator Lęku.”. Jego również profesor wykorzystuje do zbierania informacji potrzebnych mu do badań. Czuje więc, że jedziemy na tym samym wózku zmierzającym donikąd. 



#10 - "Krew, woda i papier"


Ostatnich kilka dni upłynęło mi na pomaganiu profesorowi Ludzińskiemu. Tak jak się spodziewałem, badania terenowe przeprowadzone na Kortowiadzie były dopiero początkiem naszej współpracy. Od tego czasu biegam po Olsztynie i okolicy, zdobywając cenne dane dla tego ekscentrycznego naukowca. Motywuje mnie to, iż jego hipotezy mogą stać się odpowiedziami na moje pytania.

Po spotkaniu w BWA asystent Ludzińskiego poprosił mnie o zdobycie próbki wody ze Źródeł Kielarskich oraz artykułu Adama Fischera, zatytułowanego “Choroby i magia”. Profesor chce przebadać wodę pod kątem obecności czynnika chorobotwórczego, ponieważ Kot wspominał, iż pijał z tych źródeł podczas spacerów za miasto. Artykuł z kolei zawiera nigdzie indziej nie występujące informacje na temat lokalnych, pruskich przypadłości i sposobów ich leczenia.
"Aqua vitae. Aqua morta." (rys. Ewelina Wróblewska)


Wyprawa po wodę była przyjemnym spacerem. Udałem się nad Jezioro Kielarskie i w pobliskim lesie odnalazłem źródło. Lodowata woda wypływała z wnętrza wzgórza. Czuć ją było siarką, jakby swój bieg rozpoczynała w piekle.

Po artykuł udałem się do Pracowni Regionalnej w Bibliotece Wojewódzkiej. Tekst okazał się na tyle unikatowy, iż nie mogłem go tam znaleźć. Na szczęście uprzejma bibliotekarka skierowała mnie do Pracowni Starych Technik Drukarskich, mieszczącej się przy ul. 1 Maja. Zanim drukarz przekazał mi artykuł miałem okazję zapoznać się z tajnikami jego fachu. Oczarował mnie swoimi opowieściami na tyle, że pewnie, gdybym nie był detektywem, to zostałbym zecerem. Odbitka, którą otrzymałem, zawierała poszukiwany przeze mnie tekst, który oryginalnie był opublikowany w Gazecie Olsztyńskiej w 1937 r.
"Jeśli chcesz coś ukryć, zapisz to czarno na białym." (rys. Paweł Samselski)


Próbkę i tekst jak najszybciej przekazałem asystentowi. Podczas spotkania zapytał mnie jeszcze, czy mógłbym poddać się badaniom krwi. Profesor podejrzewa, iż być może w moim krwiobiegu znajduje się już czynnik powodujący chorobę, jako że w toku śledztwa stykałem się z tymi samymi osobami i miejscami, co Witold Kot. Zgodziłem się bez wahania. Ludziński ma znajomego w RCKiK. Mam się tam powołać na jego nazwisko.
"Najczęstszy problem z krwią to nie za wysoki poziom cukru, ale goryczy." (rys. Karolina Korycka)


Seria przysług oddanych profesorowi w końcu przyniosła efekt. Nie zamierzony co prawda, jednak dający szansę na nowy trop. Asystent Ludzińskiego przyniósł mi rzecz zgubioną kiedyś przez Witolda podczas spotkania z profesorem w jego gabinecie. To numerek z szatni w Pubie Sowa. Asystent zapomniał go odnieść. Teraz, przy okazji całej sprawy, przypomniał sobie i pomyślał, że może mnie to zainteresować.
"1+3+6=10, a 1+0=1. Numerologiczna jedynka... Witold? To jakieś żarty..." (rys. Karolina Korycka)


Niezwłocznie udałem się do Sowy. Chciałem się udać prosto do kontuaru, ale latynoskie rytmy zatrzymały mnie chwilę na parkiecie. Nie miało to absolutnie żadnego wpływu na przebieg śledztwa, gdyż kurtka 4 godziny później również wisiała na swoim miejscu. To co znalazłem w jej kieszeni, nie pozostawiło mi już żadnych wątpliwości gdzie mam się udać. Flaherty… Przypadek? Nie sądzę. 



#11 - "Zimno, zimno, cieplej, gorąco!"


Podczas współpracy z profesorem Ludzińskim miałem dużo czasu na myślenie. Materiały, które dla niego zdobyłem, szczególnie artykuł Adama Fischera, stały się ostatnimi kawałkami układanki. Z pozornego chaosu w końcu wyłonił się obraz. Miałem już odpowiedź, jednak do postawienia kropki nad “i” potrzebowałem jeszcze ostatecznego potwierdzenia.

Bilet, który odnalazłem w kurtce Witolda pozostawionej w Pubie Sowa, zaprowadził mnie na obrzeża Olsztyna. W nastrojowej sali kinowej Tu Się Movie zorganizowano pokaz filmu “Nanuk z Północy”, nakręcony przez dziadka Carmen - Roberta Josepha Flahertego. Pochodzący z 1922 roku, czarno-biały dokument ilustrowany był graną na żywo muzyką zespołu PostNatura. Kiedyś słyszałem, że nie ma przypadków, są tylko znaki. Czy i tutaj ukryto dla mnie jakiś komunikat?

Na miejscu spotkałem inspektora Cegielskiego. Wydawał się poirytowany i nieco przygnębiony. Po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, że tropi porywaczy Carmen i sprawa ta pochłania go coraz bardziej. Co mnie zdziwiło, poprosił, abym zajął się wątkiem śmierci Witolda, ponieważ on nie będzie miał teraz na to czasu. Ponownie nie wiem, czy jest to szczere, czy inspektor rozgrywa tu jakąś swoją, tajemniczą strategię.
"Tysiące lat ewolucji,
setki lat rozwoju technologicznego -
po to, aby w końcu siąść w fotelu
i obserwować samego siebie." (rys. Paweł Samselski)


Projekcja “Nanuka z północy” była dla mnie mocnym doświadczeniem zarówno estetycznym, jak i detektywistycznym. Obserwowałem eskimosów zanurzonych w bezlitosnej, monotonnej codzienności mroźnej Północy. VJ Post Natura remiksował obraz, dodając do niego także szereg cytatów z literatury, których wymowa podkreśliła sens kinematograficznego klasyka. To było oczywiste, dlaczego Witold chciał tu przyjść - dokument Flahertiego opowiadał o tym samym, co męczyło Kota…

Niestety na wydarzenie nie dotarł żaden z moich asystentów. Chcę się jednak z nimi skonsultować, zanim sformułuję ostateczną hipotezę. Jeśli niezależnie doszli do tych samych wniosków, co ja, będzie to dla mnie wystarczającym potwierdzeniem zaskakującej teorii, ostatecznie wyjaśniającej przyczynę śmierci Witolda Kota.



#12 - "Szaleństwo albo śmierć"


Koniec niedopowiedzeń i zagadek. Wszystkie elementy trafiły na swoje miejsce i ułożyły się w całość. Powinienem czuć satysfakcję, jednak czuję niedosyt. To zawodowe wypaczenie - rozwiązana sprawa jest jak kochanka, z którą muszę się pożegnać, bo straciła cały urok tajemnicy.

Wszyscy moi asystenci byli bliscy wyjaśnienia zagadkowej śmierci, lecz tylko części z nich udało się dotrzeć do sedna sprawy. Witolda Kota zabiła nuda. Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało. Jego śmierć jest ostrzeżeniem dla tego miasta. Coś jest tutaj poważnie nie tak i czuję, iż będę jeszcze musiał do tego wrócić. Tym bardziej, że Carmen nadal jest przetrzymywana w niewoli. Być może za tym całym bałaganem stoi ktoś, kto realizuje swoje niecne cele…

Po ostatecznym rozwiązaniu zagadki sporo korespondowałem z profesorem Ludzińskim. Całe szczęście, że tak długo zajmował się on dziesiątkującą różne społeczeństwa nudą. Dzięki temu teraz wiedział, jak zareagować. Opracował coś, co nazwał “szczepionką behawioralną”. Zaprasza wszystkich 20 czerwca na godzinę 15:00 do sali 307 w Bibliotece Uniwersyteckiej. Jest przekonany, iż znalazł sposób na uchronienie Olsztynian przed losem Kota.

Nie pozostaje mi nic innego, jak wybrać się tam. Będę potrzebował ochrony - po zakończeniu sprawy nuda może łatwo mnie dopaść. A teraz już wiem, jak bardzo jest niebezpieczna...


---


1 komentarz: